MIASTO 44

Scenariusz: Jan Komasa

Reżyseria: Jan Komasa

Ten film miał finansowe możliwości stać się najlepszym polskim filmem ostatnich 25 lat (nie licząc „Idy”). Z budżetem 25 milionów złotych mógł sobie pozwolić na każdego konsultanta scenariuszowego. Niestety mam wrażenie, że wszystkie pieniądze, które mogły być wydane na scenariusz, zostały wydane na scenografię i wybuchy. Rozumiem argument wielu: w tym filmie chodzi o wybuchy, historia nie jest taka ważna. Oczywiście jako autor poczytnego bloga muszę się nie zgodzić. Historia jest najważniejsza.

Film zaczyna się sielanką, nasi bohaterowie spokojnie sobie dojrzewają spędzając dnie na plaży i bawiąc się w konspirację. Rozumiem zamysł, żeby na początku pokazać ich spokojne i szczęśliwe życie, a potem spektakularnie im to szczęście i spokój odebrać, jednak sposób, w jaki zostało to skontrastowane, jest przesadzony i nieprawdziwy. Tutaj lato 1944 różni się od lata 1939 tylko tym, że po warszawskich ulicach spacerują Niemcy. Nie ma poczucia strachu, nie ma terroru, nie ma żalu po zmarłych. Nie ma wojny. W opowieści o Warszawie w trakcie wojny przez pół godziny nie ma wojny.

Nie rozumiem, czemu Stefan zmienił zdanie na temat konspiracji. Nie chciał w niej być i nagle zachciał. Czy to przez kobietę, czy dojrzał do męstwa? Nie wiem. Lepiej dla filmu byłoby, gdyby się po prostu zakochał i dlatego wchodził w konspirację, jednak nie było to dla mnie jasne.

Dlaczego w Wedlu Stefan tak głupio prowokuje niemieckiego żołnierza? Niby taki uległy, że nie chce być w konspiracji, a tutaj tak przesadnie manifestuje swoją osobistą niepodległość. Zachowuje się, jakby dopiero przyjechał do Polski i nie wiedział, że za takie zachowanie od pięciu lat na ulicach giną ludzie. Być może już się nie boi, bo Niemcy są w odwrocie. Być może, jednak nie jest to powiedziane.

Alicja i Kama, obie zakochane w Stefanie. Tylko czemu one są tak podobne do siebie? Rożni je tylko kolor włosów i jakieś deklarowane w dwóch trzecich filmu pochodzenie społeczne. Na początku wszyscy razem, jak równi sobie, bawią się wesoło na plaży. Nawet więcej, to Alicja może być postrzegana, jako ktoś z niższych warstw, bo to ona jest przedmiotem żartów reszty grupy. Szkoda też, że dziewczyny nie różnią się swoim podejściem do powstania? Czemu nie jest tak, że Alicja od początku nie chce tam być, nie chce walczyć, chce uciekać, a Kama idzie na front ginąć za wolną Polskę? Wtedy jego uczucie zyskiwałoby nowy wymiar, wybierając jedną z kobiet, wybierałby podejście do powstania. Są tego jakieś strzępy później, ale nie jest to czytelne od samego początku.

Wybucha powstanie. Pierwsza akcja. Stefan bez broni wbiega do pokoju, gdzie są Niemcy i cudem tam nie umiera. Rozumiem zamysł, żeby pokazać jego butę i odwagę, ale to jest naprawdę absurdalnie głupie, co on robi. To powinna być sytuacja, gdzie widz od początku ma wyobrażenie tego, co trzeba zrobić, ale jest to bardzo trudne i wszyscy się boją. Wtedy Stegan, jako jedyny, odważnie próbuje. A tutaj po prostu wbiega za drzwi, za którymi może być dziesięciu Niemców z karabinami. A my, jako rozsądni widzowie, dystansujemy się do takiego bohatera. Myślimy: „To jest idiota, on zaraz zginie, co nas obchodzi taka postać.”

Stefan ratuje Alicję i romantycznie się całują między pociskami latającymi po trajektorii serca. Nie jest to może scenariuszowa uwaga, ale co to za absurdalna scena? Przecież jak to się ma do czegokolwiek, co ja od początku oglądałem? Czego ja mam się dalej spodziewać? Wesołego bollywodzkiego tańca wszystkich ocalałych na gruzach Warszawy? Tak, to jest ten poziom absurdu i braku konsekwencji gatunkowej.

Stefan zobaczył, jak zabijają jego matkę i został zombie. Przez długi czas nic już nie robi, tylko się snuje i cierpi. Pół godziny ekspozycji bohatera, który przestaje być bohaterem.

Oczywiście widok zabijanej rodziny na pewno jest wstrząsający. Jest to niewyobrażalny dramat i nie twierdzę, że reakcja Stefana jest przesadzona. Zastanawiam się tylko, o jakim świecie to jest opowieść? Przecież mieszkając od pięciu lat w okupowanej stolicy musiał widzieć wiele masakrycznych i przypadkowych aktów okrucieństwa, być może nawet ludzie, których znał, ginęli w takich egzekucjach. Czy młody człowiek, który całe swoje świadome życie dojrzewał w czasie wojny, nie powinien być w jakiś sposób przygotowany lub pogodzony z kruchością życia swojego i bliskich? Nie wiem, może nie. Jednak zdziwiło mnie, że tak mocno to przeżył.

Wybuch czołgu pułapki. Bardzo widowiskowa scena, tylko czy tam wybuchł stadion narodowy z sześćdziesięcioma tysiącami ludzi? Przecież tych kończyn spada niesamowicie duża ilość. A może wszystkie poleciały właśnie w to jedno miejsce? Ciężko jest przeżywać taką scenę, kiedy widzi się, jaki to absurd.

Alicja i Stefan są parą. Czyli Stefan ma to, co od początku chciał mieć. Super, o czym w takim razie dalej jest ten film, jakie jest główne pytanie? Czy dalej będą razem? Czy uda im się przeżyć? Jeśli nawet, to dlaczego oni nie starają się tego osiągnąć? Dlaczego Stefan zamiast uciekać, idzie walczyć?

Czy Stefan i Alicja tak naprawdę są parą? Ich relacja jest dziwna, wyglądają jakby nigdy ze sobą nie porozmawiali. Rozumiem, że Stefan przeżywa śmierć rodziny, ale ile można być w takim otępieniu? Czy on coś je? Czy chodzi za róg? Czy mu zimno w nocy? Przecież musi na to wszystko jakoś reagować, dlaczego więc nie reaguje na ukochaną Alicję?

On chce żyć, czy umrzeć? Raz ucieka z Alicją i chroni się, innym razem stoi przy oknie czekając na atak i gdyby Alicja spóźniła się dwie sekundy, to by zginął. O co mu chodzi?

Stefan miał okazję zabić leżącego na schodach Niemca. Już sięgał po szkło, już bił się z myślami. Nagle konflikt rozwiązał się sam. Ktoś inny przyszedł i zabił Niemca. Przecież byłoby dużo lepiej, gdyby Stefan jednak podjął decyzję, że chce lub nie chce go zabić.

Stefan proponuje Alicji taniec. Chwilę radości pośród apokalipsy. Widzowie myślą: „Aha, już nie jest zombiakiem. Nawet więcej, chce dać Alicji radość. Kocha ją, będzie się nią opiekował.” Jak niekonsekwentne wydaje się więc widzom, gdy Stefan tej samej nocy porzuca Alicję i wraca do oddziału.

Stefan porzucając Alicję robi najgłupszą możliwą rzecz. Nie dlatego, że odtrąca miłość, ale dlatego, że ta mała bezbronna Alicja pójdzie go szukać. Jak może tak głupio ryzykować jej życie? Dlaczego jej nie obudził, nie pożegnał się, nie powiedział, żeby uciekała z miasta i szukała domku na wsi, a on wróci, jak zabije jakiegoś Niemca? Ja nie wiem w końcu, czy ten Stefan wciąż jest zombie, który nie ma mózgu i nie myśli logicznie, czy skoro chciał tańczyć, to jednak ożył i myśli?

Dlaczego Stefan śpi z Kamą? Przecież chciał tańczyć z Alicją, zdawało się nam, widzom, że kocha tę Alicję. To w końcu wrócił na front, żeby zabijać Niemców, czy żeby być z Kamą? O co mu chodzi i kiedy to się zmieniło?

Stefan znajduje bezbronnego Niemca, którego w końcu zabija. W scenie jest dokładnie zero napięcia, ponieważ wiemy, że na pewno go zabije. Po pierwsze dlatego, że już był w takiej scenie i szykował się na zabicie Niemca, po drugie dlatego, że porzucił ukochaną Alicję, by takich Niemców zabijać. Więc całą scenę oglądamy po prostu czekając, aż zrobi to, czego się spodziewamy.

Alicja znalazła Stefana. Popatrzyli sobie w oczy i nic się nie stało. Nic sobie nie wyjaśnili, Kama też nie zobaczyła jednoznacznie, że Stefan i Alicja są lub byli parą. Nie zaiskrzyło. Nie ma konfliktu w sytuacji, która ma najbardziej konfliktowy potencjał ze wszystkich. Przecież tu powinny pękać serca, właśnie w tej scenie. Nie dzieje się nic.

Kama i Alicja mają szczerą rozmowę. Czemu Kama czuje się zagrożona? Nie wie wszystkiego, ale wie tyle, że Stefan przyszedł do niej i z nią spał. Ona ma coś, czego nie ma Alicja. Czemu jej nie atakuje tą informacją? Jej strach jest deklaratywny, nie wiem z czego wynika. Ubzdurała sobie, że będzie kelnerką i będzie musiała usługiwać Alicji.

Alicja została w szpitalu, przyszedł zły Niemiec. Siada naprzeciwko niej, patrzy, uśmiecha się. Widz, zgodnie z intencją autora, myśli: „Ha, pewnie ją zgwałci!”. I nagle koniec sceny. To zgwałcił, czy nie? Nie wiadomo. Po pierwsze już raz była w podobnej sytuacji i sobie poradziła, więc pewnie teraz też sobie poradzi, szczególnie że coś tam w ostatniej chwili chowała pod koc. Co to było, może broń? Po drugie, pewnie gdyby ją gwałcił, to by się broniła i dostałaby kilka razy po twarzy, a nie widzimy później, żeby była pobita. Więc pewnie jej nie zgwałcił.

Dlaczego jej nie zgwałcił? Przecież to mogłaby być taka mocna, wbijająca w fotel scena. Uważam, że to zmarnowany potencjał na wielką, poruszającą scenę. Miliony by płakały.

Stefan chciał walczyć, zostawił Alicję, wrócił do oddziału, zabił Niemca i nagle nie chce walczyć. Dlaczego? Co takiego się wydarzyło, że bohater po raz kolejny zmienia swój cel? Nie rozumiem, jego zachowanie jest bez sensu.

Stefan znajduje stos ciał. Gdy przychodzi Niemiec, Stefan jest gotów się zabić. Rozumiem jego ból i bezradność, brak chęci do życia, ale dlaczego nie chce zabić Niemca? Dlaczego pistolet kieruje w swoją głowę, zamiast w głowę oprawcy? Dlaczego nie chce zginąć w walce, próbując zemścić się na znienawidzonym okupancie?

Niemiec oszczędza Stefana. Bardzo dobrze rozumiem, co to znaczy dla widza i jaki to obraz wojny buduje, ale w ogóle nie rozumiem, co to znaczy dla Stefana. Po co mu się to dzieje? Jak to go zmienia, co on postanawia, co on zrozumiał dzięki temu? Nic. A mogłoby być tak, że on od początku chce zabijać Niemców, aż sam ma zginąć i zostaje oszczędzony. Wtedy mógłby stwierdzić, że wojna nie ma sensu i on nie będzie walczył, porzuca powstanie i płynie na wsypę. Tylko tutaj niczego nie stwierdza, bo już wszyscy przegrali. Nie ma czego porzucać i płynie na wyspę, bo to jedyna część Warszawy, która nie płonie.

Stefan ucieka na wyspę, tam przypadkiem spotyka Alicję. Nikogo innego nie ma, tylko jego dawna ukochana. Mało prawdopodobne, ale niech będzie. Patrzą na płonącą Warszawę. Czy to jest szczęśliwe zakończenie dla naszych bohaterów, czy smutne? Czy udało im się wyjść z piekła i mają szansę zacząć nowe życie na drugim brzegu? Czy Stefan ją jeszcze kocha, czy płacze po Kamie? Nie wiem, czego on chciał, więc nie wiem, czy udało mu się to osiągnąć.

Ostanie ujęcie to niestety też kwestia scenariuszowa, bo w scenariuszu było pewnie napisane tak: „Panorama płonącego miasta zmienia się w panoramę współczesnej Warszawy”. To jest budowanie znaczeń na poziomie gimnazjum. Jeśli w jakikolwiek sposób byłem emocjonalnie zaangażowany w perypetie Stefana i Alicji, to ostatnim ujęciem poczułem się zupełnie od nich odsunięty. Nagle się zaczęło wielkie moralizowanie i mówienie rzeczy oczywistych, jak to nasze miasto strasznie ucierpiało i jak to się pięknie odrodziliśmy.

Na koniec raz jeszcze o formie. Są sceny wspaniałe, ale reguła „eksperyment formalny co pół godziny” jest regułą przeciwko filmowi. „Miasto 44” nie ma swojego stylu. Przez większość czasu opowiadane jest bardzo dynamicznie, ale jednak klasycznie, a gdy już następuje moment zabawy formalnej, na przykład w scenie w kanałach, to ten sposób opowiadania, zamiast służyć opowieści, wyciąga z niej widza. Poprzez brak spójności widz potrzebuje więcej czasu, aby przyzwyczaić się do nowej formy i zanim ta forma nabiera dla niego znaczeń, to scena się kończy. Także scena w kanałach zamiast być „bardzo poruszającą sceną paranoi, strachu i szaleństwa”, jest „bardzo fajnie zmontowaną sceną, jak z jakiegoś horroru, jedyną taką w całym filmie”.

Historia Stefana i Alicji to nie jest dobra historia. Jest nielogiczna, pozbawiona napięć, po prostu nieinteresująca. Chętnie odniosę się tutaj do filmu „Bogwie”, który widziałem zaraz po „Mieście”. „Bogowie” są filmem, który zachwyci widzów. Sprawiają wrażenie, jakby byli napisani dokładnie według podręcznika do scenariopisarstwa i (zaskoczenie) to naprawdę działa. To film trzymający w napięciu, wzruszający, krzepiący, zabawny, ściskający za gardło - ma wszystkie cechy, które powinno mieć „Miasto 44”. Szkoda, że „Miasto 44” nie jest napisane według podręcznika.


Jeśli ta analiza czegoś Cię nauczyła, rozważ wsparcie 5 zł:

Wspieraj Autora na Patronite
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Zapraszam też do przeczytania innych analiz:


JEZIORAK

Gdy widziałem ten film po raz pierwszy na festiwalu w Gdyni, nie dostrzegłem w nim błędów, po prostu cieszyłem się, że wreszcie oglądam coś, co nie jest bardzo słabe. Jednak mój czujny profesor zwrócił mi uwagę na kilka problemów.

MAŁE STŁUCZKI

Bardzo kibicowałem temu filmowi. Miałem nadzieję, że powstanie ciepły, oryginalny, uroczy, może nawet magiczny film. Jest tu wiele takich scen, jednak całość mnie rozczarowuje i niestety nudzi.

POWRÓT DO LISTY ANALIZ



OBSERWUJ
InstagramFacebook

O MNIE


Artur Wyrzykowski - analityk opowieści. Prowadzę prace scenariuszowe filmów i seriali: od streszczenia ustawiającego konstrukcję opowieści do tekstu gotowego do produkcji. Analizuję scenariusze, gdy producenci nie wiedzą, co dalej, albo gdy trzeba skrócić scenariusz i dopasować go do budżetu. Konsultuję wersje montażowe.

Wkrótce będę robić debiut "To się nie dzieje", który piszę, reżyseruję i produkuję. Ale zdjęcia za troszkę, więc mam jeszcze czas na analizy. Zapraszam: artur@nieskonczone.pl

Na tym poczytnym blogu analizuję polskie filmy i staram się udowodnić, że ich scenariusze są nieskończone. Jeśli moje analizy są dla Ciebie wartościowe, zachęcam do wsparcia:

Postaw mi kawę na buycoffee.to



DOUCZKI














MOJE FILMY