MUR

Scenariusz: Dariusz Glazer

Reżyseria: Dariusz Glazer

Początek jest dobry. Wszystko rozumiem. Mariusz chce zacząć nowe życie na poziomie. Nie chce mieszkać z matką w zaniedbanym mieszkaniu, nie chce sprzedawać narkotyków. Chce być taki, jak ludzie, dla których pracuje. Chce być lepszy. Taki bohater zasługuje na moją uwagę i sympatię. Ale potem nie dzieje się nic i nic nie rozumiem.

Mariusz jest budowlańcem, który dorabia sobie sprzedając marihuanę. Szkoda, że nie jest odwrotnie. Diler, dla którego budowlanka jest tylko przykrywką, to byłaby ciekawsza postać. Trudniej uciec z przestępczego świata, trudniej też byłoby mu na poważnie zająć się budowlanką, jeśli wcześniej byłaby to dla niego dorywcza praca. Konflikt byłby większy, większe ryzyko, że mu się nie uda.

Udaje mu się dość szybko, zapoznaje nawet miłą dziewczynę, z którą rozpoczyna romans. Ale dawne życie daje o sobie znać: jego matka ma wylew i musi się nią zająć. Tutaj widzę kłopot. Które wydarzenie tak naprawdę uruchamia opowieść? Czy jest to przeprowadzka? Nie, bo sama przeprowadzka nie wpływa w żaden sposób na to, co potem się dzieje z matką. Gdyby matka sama chciała się zabić, to wtedy zdarzeniem inicjującym byłaby przeprowadzka - jemu dała upragnioną wolność, jej zabrała ukochanego syna. Ale matka ma przypadkowy wylew. Więc może to właśnie jej wylew jest pierwszym punktem zwrotnym? Tak uważam, bo dopiero w tym momencie zawiązuje się konflikt. To jest wydarzenie, które napina całą opowieść.

A więc film startuje, gdy bohater dowiaduje się, że musi zająć się matką. Tylko po co w takim razie cała ta sekwencja z poszukiwaniem mieszkania, spieszeniem się do pośrednika, wyjmowaniem ukrytych pieniędzy? Po co opowiadać wątek wynajmowania mieszkania, skoro jego przebieg nie ma żadnego znaczenia dla dalszej historii? To tylko opóźnia właściwą opowieść. Można zacząć od sceny, w której Mariusz się wyprowadza, a i tak dałoby się pokazać, ile to dla niego znaczy i co tak naprawdę porzuca.

Kłopotem jest też to, że bohater dopiero po kilku dniach od wylewu matki musi się nią zająć. Konflikt pojawia się dopiero, gdy matka wychodzi ze szpitala i okazuje się, że on musi wrócić do starego mieszkania i z nią siedzieć. To już prawie połowa filmu. Więc przez pierwszą połowę nic się nie dzieje. Przeprowadza się, romansuje, jedzie do matki do szpitala, ale tak naprawdę nie ma żadnego problemu. O nic nie musi walczyć. Jest nudno.

Jego relacja z matką jest najtrudniejsza, najgłębsza, najbardziej skomplikowana. Tylko mam poczucie, że jest jej za mało i że jej nie rozumiem. Czy on kocha tę matkę? Na końcu wiem, że tak, ale co wiem na początku i w połowie? Czy matka kocha jego? Czy oni mają do siebie o coś pretensje? Co ich poróżniło, dlaczego tak bardzo się od siebie oddalili? Gdy Mariusz karmi matkę, a ona odmawia jedzenia, to mam wrażenie, że go nienawidzi. Co on jej zrobił? Czy to dlatego, że się wyprowadził? Oczywiście oglądając to chcę, żeby się pogodzili, bo każda matka powinna być pogodzona z każdym synem, ale ciężko mi przeżywać ich dramat, kiedy nie wiem, jaki to dramat. Także dalej nudno.

Relacji Mariusza z matką jest przeciwstawiona relacja Mariusza z Agatą. Tylko że nie jest przeciwstawiona. Rozumiem, co jest między nimi, ale nie rozumiem jak to dopełnia lub kontrastuje z relacją Mariusza i matki. Niby on musi lawirować między dwiema kobietami, ale raczej nie ma tutaj dylematu. Zawsze wybiera matkę, nie zdarza mu się jej zaniedbać z powodu Agaty. Nie wiem też jaki jest stosunek Agaty do jego matki. Czy ona o niej wie? Czy wierzy Mariuszowi, kiedy on mówi, że nie może czegoś zrobić, bo idzie do matki? Akceptuje to, czy ma z tym problem? Jak relacja z Agatą wpływa na postrzeganie matki przez Mariusza? Niewykorzystana wydaje mi się też postać syna Agaty. Mariusz opiekując się nim mógłby zrozumieć, jak ważny on sam był kiedyś dla swojej matki i jak wiele jej zawdzięcza.

Co wie i w co wierzy Agata? Na początku pyta Mariusza, czym się zajmuje, ale nie dostaje odpowiedzi i potem już nigdy nie dopytuje. Widzi go kiedyś, jak z klientką wypakowuje budowlane auto, ale potem nie wraca do tego tematu. Zrywa z nim kontakt, gdy okazuje się, że Mariusz kiedyś sprzedawał narkotyki. Rozumiem, że jej tego wcześniej nie powiedział, ale dlaczego nie próbuje potem wytłumaczyć, że z tym skończył? Dlaczego nie mówi jej prawdy, że miał dość gównianego życia i odciął to wszystko i przeniósł się tutaj? Dlaczego nie mówi jej, że jej potrzebuje i że ona jest najlepszą rzeczą, jaka mu się w życiu przydarzyła?

Agata zrywa z Mariuszem. Co to dla niego znaczy? Czy coś to powoduje? Czy pcha go z powrotem w stronę dawnego życia i narkotyków? Czy wpływa jakoś na niego, kiedy postanawia pomóc matce? Nie, decyzję o zabraniu jej do szpitala nad morze podjął dużo wcześniej. Więc czy to rozstanie ma dla niego jakiekolwiek znaczenie? Czy ten związek miał dla niego jakiekolwiek znaczenie? Czy ten wątek ma jakiekolwiek znaczenie w tej opowieści?

Z czasem przestaję rozumieć Mariusza. Chciał być lepszy, wynajął mieszkanie, porzucił narkotyki, ale dalej zajmuje się tym samym. Dlaczego nie założy koszuli i nie zacznie wysyłać aplikacji do wielkich korporacji? Niby chce być taki, jak ludzie na nowym osiedlu, ale jednak nie do końca. Dlaczego dalej kradnie materiały budowlane? Przecież z punktu widzenia bycia lepszym, to kradzież jest tak samo dobra, jak sprzedawanie marihuany. Więc czego on chce od siebie? Jaki on chce być teraz, kiedy rozstał się z Agatą i musi pomagać matce? Jaki ma plan na dalsze życie? Na początku mnie wzruszał i mu kibicowałem, bo widziałem, że chce być lepszy. Ale dlaczego teraz mam się przejąć jego losem?

Mariusz remontuje mieszkanie matki, ale nie wiem dlaczego to robi. Czy jest to dla niej prezent, bo tym się zajmuje i chce coś miłego dla niej zrobić? Czy chce ją tym remontem wciągnąć do swojego wielkomiejskiego świata, by była taka jak on i by wizyty w domu rodzinnym nie budziły w nim obrzydzenia? A może robi to dla siebie? Wielkomiejskość buduje w domu rodzinnym, bo chce do niego wrócić? Może chce zamieszkać z matką, ale na swoich zasadach? Wyrzuca świat matki i zastępuje go swoim światem, teraz on tu będzie królem. Co dla niego znaczy ten remont?

Tak jak planował, oddał matkę do najlepszego szpitala. Ważna sprawa w rehabilitacji matki, ale dla Mariusza to nie był żaden problem. Wystarczyło sprzedać marihuanowe lampy. A może lepiej byłoby, gdyby on musiał wybrać: opłata za najlepszy szpital albo czynsz w swoim wymarzonym mieszkaniu?

Mariusz przyjechał do matki do szpitala w odwiedziny. Czeka na korytarzu, matka do niego wychodzi, koniec filmu. Nic nie rozumiem. Czy jej wyjście do niego oznacza, że się pogodzili? Jeśli tak, to dlaczego nie ma między nimi żadnej pozytywnej emocji, czułości, nawet uśmiechu? Ona go po prostu mija. Może nie wyszła do niego, tylko idzie na siku? Nie wiem, czy się pogodzili, nie wiem też na czym to pogodzenie miałoby polegać. Jeśli nawet ona by miała pretensje, że się wyprowadził, to mogliby się pogodzić, jakby się wprowadził znowu, albo przeciwnie, gdyby ona mu dała jakiś prezent do nowego mieszkania. Wtedy bym wiedział, że się zaakceptowali i pogodzili. A tak film się kończy i nic nie wiem.

Jeśli rzeczywiście o tym jest to mijanie się w korytarzu, o wielkim pojednaniu syna i matki, to jak to wpływa na naszego bohatera? Przecież on nie miał z nią problemu, nigdy nie wahał się, czy jej pomagać, czy ją karmić, ubierać, załatwiać pieniądze na jej drogi szpital. Od początku był dla niej tak samo dobry i cierpliwy. To ona w końcu go akceptuje, to ona się zmienia. Więc jeśli taki właśnie jest koniec, to jest to opowieść o matce. O kobiecie, która w końcu rozumie, że musi pozwolić dziecku żyć własnym życiem. Tylko to Mariusz jest naszym bohaterem. Co on osiąga na koniec? Czego się uczy, co rozumie? Jaką przemianę przechodzi?

Jeśli nie wiem, czego chce bohater i gdzie dochodzi w swoim dążeniu, to nie wiem, o czym to jest opowieść. Co z niej wynika dla bohatera i dla mnie? Co autor chciał mi powiedzieć? Nie widzę w tym filmie żadnego przesłania. Ale widzę potencjał na mądrą i wzruszającą opowieść, na przykład taką:

Mariusz wreszcie się usamodzielnia. Wyprowadza się do wymarzonego mieszkania, zakochuje się w Agacie. Wszystko świetnie się układa, jest szczęśliwy. Aż tu nagle matka ma wylew i wymaga ciągłej opieki. Mariuszowi bardzo to nie pasuje, nie chce wziąć odpowiedzialności za matkę, nie chce wracać do dawnego świata. Ucieka od obowiązków opieki, nie przychodzi, zapomina. Traktuje matkę przedmiotowo, jak niepełnosprawne ciało, którym trzeba się zajmować. Stara się załatwić jakąś opiekunkę, żeby zdjąć sobie ten ciężar z głowy. Jednak im dłużej się nią zajmuje, tym bardziej zaczyna dostrzegać w niej swoją matkę. Widzi, że daje jej szczęście, że jego nowa dziewczyna polubiła matkę, że on sam wciąż się od niej uczy o tym jak postępować z kobietami. Przez wylew matki stają się sobie bliscy, ale on wciąż nie ma czasu na opiekę nad nią, bo czeka na niego lepsze życie bez problemów. W końcu udaje mu się załatwić stałą opiekę nad matką i już nie musi do niej przychodzić. Znów wszystko jest świetnie. Ale pewnego dnia widzi, jak Agata mówi do swojego dziecka coś takiego, co jego matka kiedyś mówiła jemu. I to go rozwala. Uświadamia sobie, że tęskni za matką, że ją kocha. I wtedy podejmuje decyzję, żeby zrezygnować z nowego mieszkania. Wtedy rozumie, że to wszystko, za czym tak gonił, to całe lepsze życie, nie ma znaczenia. Najważniejsza jest rodzina. Na początku filmu jest zbuntowanym chłopakiem, a na końcu dojrzałym, opiekuńczym mężczyzną. W ostatniej scenie oddaje klucze do swojego mieszkania, po czym idzie z matką na spacer i rozmawiają o tym, jak mogą wyremontować ich rodzinny dom. Znów są rodziną. Widzowie płaczą.


Jeśli ta analiza czegoś Cię nauczyła, rozważ wsparcie 5 zł:

Wspieraj Autora na Patronite
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Zapraszam też do przeczytania innych analiz:


KARBALA

Był dobry temat, dobry budżet, dobrzy aktorzy, a wyszedł zły chaos i zła nuda. Zabrakło tego, czego brakuje zawsze (zaczyna się na „s”).

ŻYĆ NIE UMIERAĆ

Bardzo podoba mi się antyalkoholowe przesłanie tego filmu. Zabrakło mi jednak wzruszeń, napięcia, a miejscami także logiki w budowaniu opowieści.

POWRÓT DO LISTY ANALIZ



OBSERWUJ
InstagramFacebook

O MNIE


Artur Wyrzykowski - analityk opowieści. Prowadzę prace scenariuszowe filmów i seriali: od streszczenia ustawiającego konstrukcję opowieści do tekstu gotowego do produkcji. Analizuję scenariusze, gdy producenci nie wiedzą, co dalej, albo gdy trzeba skrócić scenariusz i dopasować go do budżetu. Konsultuję wersje montażowe.

Wkrótce będę robić debiut "To się nie dzieje", który piszę, reżyseruję i produkuję. Ale zdjęcia za troszkę, więc mam jeszcze czas na analizy. Zapraszam: artur@nieskonczone.pl

Na tym poczytnym blogu analizuję polskie filmy i staram się udowodnić, że ich scenariusze są nieskończone. Jeśli moje analizy są dla Ciebie wartościowe, zachęcam do wsparcia:

Postaw mi kawę na buycoffee.to



DOUCZKI














MOJE FILMY