PLANETA SINGLI

Scenariusz: Sam Akina, Jules Jones, Mitja Okorn, Łukasz Światowiec,
Michał Chaciński, Peter Pasyk, Radosław Drabik

Reżyseria: Mitja Okorn

Zawsze zabieram ze sobą do kina wykrywacz logiki. Jeśli opowieść ma sens i jest konsekwentna, to mój wykrywacz co chwilę pyka. Na polskich filmach jednak odzywa się rzadko. Na „Planecie singli” myślałem nawet, że się zepsuł. Był taki cichutki. Taki nieobecny. Jak logika w tej opowieści.

Fajny tytuł. Trochę kontrowersyjny jak na walentynkowy hit. Zapowiada świat, w którym nie ma miłości. Grupę ludzi, którym dobrze jest bez związku. To mnie ciekawi. Ale w filmie tego nie ma, wszyscy oni tradycyjnie pragną miłości, niektórzy nawet desperacko jej poszukują. Więc zaskoczenie budowane w tytule okazuje się pułapką, bym kupił bilet. Planeta singli to w opowieści nazwa portalu randkowego. Jednak jako nazwa nie ma sensu, bo daje komunikat przeciwny do swojej funkcjonalności. To tak jakby nazwać proszek do prania „Planetą brudu”. Planeta singli sugeruje zbieraninę ludzi, którzy nie chcą lub nie potrafią sobie nikogo znaleźć. Poszukiwanie miłości na planecie singli brzmi jak przeszukiwanie wysypiska śmieci. Wszyscy, których nikt nie chciał, w jednym miejscu. Albo jak wspinaczka zimą na K2. Misja niemożliwa, bo na tej planecie nikt nie szuka miłości. To by nawet było ciekawe. Ale jest jak jest.

Ania wybiera ubranie na randkę i jednocześnie żali się koleżance Oli, że normalnie ludzie nie poznają się przez internet. Mówi tak, jakby oczekiwała, że koleżanka da jej spokój i pozwoli nie iść na randkę. Ale przecież to Ania prowadziła tę rozmowę w internecie i sama się umówiła. Nikt w jej imieniu nie klikał, nikt jej do tego nie zmuszał. Więc dlaczego zachowuje się, jakby dopiero ktoś ją namawiał na takie randkowanie? Wiem dlaczego! Ona się wcześniej umówiła z Olą, że jak będzie u niej kamera, to zadzwoni do Oli, powie co myśli i co ma się wydarzyć, żeby widzowie dostali jakąś ekspozycję. Co z tego, że intencjonalną i nielogiczną. „Ważna jest informacja, nie logika postaci.” - autor nieznany, Polska.

Tak samo w scenie w szkole, gdy dyrektor Bogdan zachodzi do Ani, jakby zachodził na terapię. Absurdalny wybuch emocji i monolog, którego celem jest tylko przekazanie skondensowanych informacji widzowi. Nie ma tu intencji postaci, relacji między nimi. Bogdan już nigdy więcej nie zwierza się Ani, mimo że wyrusza w nieznany świat podrywu i zazdrości. Zwierza się tylko raz tutaj, eksponuje się korzystając z faktu, że do Ani przyszła ekipa z kamerą.

Ania pierwszy raz idzie na randkę z internetu i nie wie, kogo szuka. Mogę uwierzyć, że randka z internetu jest jednocześnie randką w ciemno, ale nie mogę uwierzyć, że dwie dorosłe osoby, którym zależy na spotkaniu się, nie ustaliły żadnego rekwizytu, gestu lub słowa, które pomogłoby im się rozpoznać. Potem okazuje się, że jej wybranek nie mógł przyjść. Dlaczego nie napisał do niej na czacie, na którym rozmawiali wcześniej? Dlaczego ona nie sprawdza w telefonie wiadomości na tym czacie?

Ania kłoci się z Tomkiem Wilkiem w restauracji. Monologuje mu na temat siebie, swojego systemu wartości i swoich marzeń. Minęło kilka minut, poznałem wszystkich bohaterów. Nie wierzę w nic. To nie są prawdziwi ludzie, to są wymyślone i przerysowane figury. Ich życie uczuciowe i sposób komunikacji jest pastiszem. Nie przejmuję się nimi, nie wydają mi się interesujący. Nic mnie nie obchodzi, czy znajdą miłość. Minęło kilka minut, a ja już mam poczucie, że tracę czas.

Ola siedzi u fryzjera i strzyże klientkę. Obok siedzi córka i Ania. Nagle się okazuje, że Ola zrobiła nie tę fryzurę, którą zamówiła klientka. Jak to jest możliwe? Czy Ola jest idiotką? Dlaczego Ania i córka nie reagowały, czy dla nich to jest normalne? Dlaczego ta klientka siedzi cały czas tyłem do lustra? Kto chodzi do fryzjera i nie chce patrzeć w lustro, co się dzieje na jego głowie? Ta scena jest lekceważeniem widza i niestety jest dla mnie metaforą całego filmu: budowanie gagów i zaskoczeń na absurdach i braku logiki.

Tomek prowadzi program telewizyjny. Odważną decyzją (choć pewnie niezamierzoną) wydaje mi się pokazywanie programu satyryczno-rozrywkowego, w którym nie ma nic śmiesznego. Widzę, że publiczność w tym programie dobrze się bawi, ale Tomek nie mówi nic, co mogłoby rozbawić publiczność w kinie. Cała ta akcja z pacynką również jest skromnej jakości. Nie mam poczucia, że oto Tomek trafił na genialną rzecz i że powinien to kontynuować z Anią. Słyszę bohaterów, którzy nazywają to sukcesem, ale fragment programu, który sam widzę, nie jest sukcesem. Jest przeciętnym wygłupem z lalką.

Te wygłupy ogląda kilka milionów widzów, w każdym eksponowanym nam telewizorze czy pokoju nauczycielskim Tomek jest największą gwiazdą. Jeśli tak, to dlaczego do tej pory nie trafił na główną antenę? Jeśli trafia teraz, to ile ludzi będzie go oglądać, skoro ma już miliony widzów? Gdzie jeszcze trafi, skoro jest już wszędzie? Dlaczego potem nie widzimy konsekwencji tej udanej zmiany? Czy on po tej zmianie ma jeszcze więcej fanów? Czy ma więcej pieniędzy? Więcej stresów? Więcej pracy? Nie widzimy, że cokolwiek się zmienia, a przejście do głównej stacji jest instrumentalnym zbudowaniem motywacji Tomka do współpracy z Anią.

Do współpracy, która nie ma sensu. Cała intryga filmu jest oparta na układzie między dwiema różnymi osobami, które muszą współpracować. Ale to, co Ania robi na tych randkach, nie zakłada wykorzystania jakichkolwiek jej mocy. Mogliby na jej miejsce posłać dowolną dziewczynę i efekt byłby taki sam. Ona po prostu cały czas trafia na idiotów (co też jest spiskiem siedmiu scenarzystów). Gdyby to jeszcze była jej rozpoznana moc, to byłoby spoko. Gdyby Tomek mówił: „Nie mogę wziąć innej, bo tylko ty masz szczęście do najgorszych facetów świata. To dlatego, że sama jesteś najgorszą dziewczyną do wzięcia. Po prostu ich przyciągasz.” Gdyby tak z niej kpił i budował w jej głowie taki obraz siebie, to byłoby spoko. Ale nie robi tego. Nie wiadomo dlaczego akurat z nią musi współpracować. Mógłby mieć pięć takich dziewczyn, które codziennie chodziłoby na randki i też by się z tego zebrało kilka ciekawych opowieści.

Ale tak naprawdę Tomek nikogo nie potrzebuje do randkowania. Wszystko, co się dzieje na tych randkach, to minutowe gagi oparte na jednym prostym pomyśle. Program na głównej stacji na pewno ma wielu scenarzystów, ludzi którzy potrafią wymyślić dużo więcej, niż wymiotującego pijaka.

Jak zmienia się postać lalki Ani w kolejnych programach? Na początku jest postacią negatywną, a potem nie wiem. Czy jest ofiarą facetów, z którą widzowie mają sympatyzować? Czy jest tak samo niefajna, jak oni? Na początku Ania była oburzona tym, jak Tomek ją przedstawiał w programie. Czy to przedstawienie się zmieniło, czy Ani przestało na tym zależeć?

Jak to możliwe, że te lalki wyglądają jak ci faceci z jej randek? Czy ona im robi zdjęcia telefonem? Czy po randkach tworzy z rysownikami portrety pamięciowe? Jeśli te zdjęcia bierze z aplikacji, to dlaczego to nie jest opowiedziane? Dlaczego wielka stacja nie ma problemu z wykorzystywaniem wizerunku i ośmieszaniem ludzi bez ich zgody? Dlaczego Ania nie ma tego problemu? Na początku sama była ofiarą, cierpiała upokorzenie, a teraz robi to samo innym. Relatywistka moralna. Nie zasługuje na miłość.

Zatem Tomek wchodzi w układ, którego nie potrzebuje, z osobą, której nie ceni. Co dalej, jak wygląda ich wspólne planowanie, obmyślanie, szkolenie, wykorzystywanie zdobytych obserwacji w budowie programu? Nie wiemy. Najciekawsza strona tego układu nie została pokazana. Nie ma żadnych douczek jak nie odstraszyć faceta w pięć minut, nie ma kupowania i przymierzania ubrań, testowania styli wyglądu, wybierania kandydatów w internecie. Żadnych sprzeczek między nimi, które jednocześnie by ich zbliżały do siebie. Sprzeczek, gdzie on starałby się z niej zrobić kobietę idealną dla faceta takiego jak on, a ona w końcu przerwałaby to mówiąc, że wybrał ją do tego programu, więc niech pozwoli jej być sobą. To by mnie nawet wzruszało i dobrze portretowało potrzebę głównych bohaterów: by znaleźć miłość ona musi uwierzyć w siebie, a on musi przestać dostosowywać wszystkich do siebie.

Nie ma nawet decyzji, skąd brać tych facetów. Wcześniej świetnie sprawdzała się do tego Sympatia, przez którą Ania umówiła się na pierwszą randkę. Nagle pojawia się Planeta Singli i ani Ania, ani Tomek nie mają problemu, by w momencie tak dużej stawki, jaką jest program telewizyjny, zmieniać narzędzie, eksperymentować z grupą innych mężczyzn, tylko dlatego, że córka koleżanki powiedziała, że to najlepsza aplikacja w mieście. Dziwi mnie, że Sympatia, która użycza swoje logo w filmie, zgodziła się nie być najlepszą aplikacją w mieście. Że zgodziła się być aplikacją dla starych dziewic, od której za sprawą modnej młodzieży ludzie odchodzą.

Najbardziej dziwi mnie, że Sympatia jest częścią filmu, który komunikuje, że randki w internecie to w większości idioci, sztywne dziewczyny, których nikt nie chce, a nawet jak jest przyzwoity facet, to ma siostrę wariatkę. Sympatia legitymizuje film, w którym randkowanie przez internet jest tematem do wyśmiania w programie satyrycznym, i w którym w efekcie nikt nie znajduje miłości przez internet.

Wszyscy ci ludzie są dziwnie niespostrzegawczy. Ania i Ola oglądają zdjęcia w Planecie Singli i żadna z nich od razu nie poznała Bogdana. Dopiero po chwili Ola chciała cofnąć zdjęcie, żeby się upewnić, czy ten koleś to na pewno jej mąż, którego od lat ogląda przez kilka godzin dziennie. W ogóle co to za niesamowity zbieg okoliczności, że wchodząc po raz pierwszy na najpopularniejszy serwis randkowy, gdzie pewnie są tysiące ludzi, od razu trafiła zdjęcie swojego męża. Innym przykładem braku spostrzegawczości jest Ola, która chodząc w kuchni nie słyszy powiadomień w telefonie, który leży na stoliku 5 metrów dalej. Nawet potem nie zauważa, że te powiadomienia zostały już odczytane.

Ania przyjmuje na siebie misję randkowania do programu. Czy to jest tylko misja, czy ona naprawdę przy okazji szuka miłości? Nie jest to jasne. Jakie ona ma prywatnie oczekiwania od tego randkowania? Czy się męczy spotykając samych pajaców? Czy ma tego dość? Szkoda, że nie ma konfliktu z Tomkiem, w którym on chce więcej pajaców, a ona chce kogoś normalnego, kogo może pokochać.

Najpierw sama wątpi w sens randkowania przez internet, ale w rozmowie z matką broni takiej formy poznawania ludzi. Kiedy to się zmieniło i dlaczego, skoro poznaje samych idiotów? Czy Tomek tak ją zbałamucił, że naiwnie uwierzyła w miłość z internetu?

Jednak matka ma rację, rozmowa na czacie to nie jest rozmowa. To, jak Ania rozmawia z Antmanem, to jakiś pretensjonalny bełkot. Nie wierzę, że ludzie umawiający się na randki tak do siebie mówią. Gdyby tak mówili, nie doszłoby do żadnej randki. W ogóle gdyby ludzie tak mówili, to ludzkość by się nie rozmnażała, tylko umarła z poczucia żenady.

Po rozmowie na czacie Ania podejrzewa, że wybrankiem jej serca jest wuefista. Nie jest tym załamana, nie ucieka od niego, więc domyślam się, że nawet jej się podoba. Więc dlaczego i tak go nie poderwie? Dlaczego się z nim nie umówi, skoro bierze pod uwagę, że mógłby być jej wybrankiem?

Ania pragnie pianina do szkoły. To nie jest stawka. Stawka to jest coś, co bohater straci, jeśli nie podejmie działania. Coś bardzo dla niego ważnego, dzięki czemu widz będzie mieć poczucie, że bohater musi walczyć. Ania wydumała sobie pianino, którego żadne dziecko nie potrzebuje i którego nawet nie ma gdzie wstawić. To jest fanaberia. Decyduje się na dziwny układ nie dlatego, że ma coś do stracenia, ale dlatego, że ma kaprys posiadania drogiego przedmiotu, który w żaden sposób nie przywróci jej marzeń o karierze. Jestem zdystansowany do takiej postaci i jej problemów.

Poza tym Ania nie ma problemów. To jest niesamowite. Ona decyduje się wziąć udział w programie i cały czas wszystko świetnie jej wychodzi. Dopóki Tomek nie rozwali jej rodzącego się związku, w filmie nie ma napięcia. Przez większość czasu jest nudno. Wszystko się udaje, nie wiadomo, o co oni mają dalej walczyć. Czego oni chcą, gdy już realizują program z sukcesem? Na co widz ma czekać?

Ania w końcu znajduje mężczyznę życia. Nie chce powiedzieć Tomkowi, ale Tomek przekonuje ją słowami „to zostanie między nami”. Przewidywalna intryga i nierozsądne dziewczę. Nie jest dla mnie zaskoczeniem, gdy Tomek niszczy jej miłość i nie współczuję Ani, która nie przewidziała zagrożenia, które przewidział każdy widz.

Nagle Tomek jest zazdrosny. Skąd mu się to wzięło? Kiedy on się w niej zakochał, że nagle mu na niej zależy? Potem w klubie, gdy patrzy na nią szczęśliwą, to rozumiem, że coś się w nim zmienia, rodzi się jego uczucie. Ale na zawodowej kolacji to dziwne, że on nagle staje się zazdrosny. I dziwne, że widzą to wszyscy ludzie świata, tylko nie Ania. Dlaczego zazdrość Tomka do niczego go nie motywuje? Dlaczego potem w klubie, kiedy odkrywa dwulicowość jej wybranka, nie reaguje? Dlaczego ten przebojowy król telewizji od razu nie ratuje swojej ukochanej i pozwala jej wyjść z oszustem, by mogła prawdopodobnie spędzić z nim noc? Dlaczego zamiast ją oczarować, zdobyć, związać ze sobą, zabrać na nocną lekcję pacynek do swojego prywatnego magazynu, postanawia zniszczyć jej życie i ośmieszyć na oczach całej Polski? Czy on ją kocha, czy nią gardzi i jej nienawidzi? Patrząc na jego decyzje, nie jest to jasne.

Gdzieś w międzyczasie Ania przemieniła się z płochliwej łani w dumnego łabędzia. Bardzo fajnie, ale dlaczego tak się stało? Czy Tomek ją uczył takiego zachowania na potrzeby randek? Czy randki ją tego nauczyły? Jakie wydarzenia po kolei kształtowały jej pewność siebie i piękność? Dlaczego to pięknienie nie jest ukazane przez stopniową zmianę wyglądu (ubrania, okulary, uczesanie)?

Tomek z kolegą, Marcelem, przybywa pod dom Antoniego, wybranka Ani. Właśnie w chwili, gdy tam zajeżdża, widzi Antoniego, który obściskuje się ze swoją siostrą i dziećmi. Dziwnym przypadkiem akurat w tym momencie okazują sobie taką czułość, jaką normalnie okazuje sobie małżeństwo. Potem Tomek wyjawia tej siostrze, że jej mąż ma kochankę. Żadnemu z nich nie przyjdzie do głowy upewnić się, o kim dokładnie mówią. Dla siostry to jest zupełnie normalne, że najpopularniejszy polski celebryta wpada do jej domu i mówi, że jej mąż ją zdradza. Siostra nie ma potrzeby zadzwonić do męża, wyjaśnić tego jak najszybciej, ale zgadza się poczekać do wieczora na prowokację Tomka. Szczęśliwie przez te kilka godzin prawdziwy mąż nie dzwoni i nie wraca do domu. Siostrze Antoniego nie przeszkadzają telewizyjne kamery, jej wątpliwości nie budzi nawet fakt, że zamiast swojego męża zastaje swojego brata. Zamiast żądać wyjaśnień od Tomka zakłada, że Ania jest kochanką jej męża i jej brata, co jest totalnym absurdem. Zamiast żądać wyjaśnień od Ani, rzuca się na nią chcąc zrobić nie wiem co, chyba chcąc jej podrzeć bluzkę, bo niczym innym ten pseudo atak nie grozi. To nie ma wcale sensu. To jest brak szacunku dla widza, to jest przekaz na poziomie telenoweli. Obok śmierci Hanki Mostowiak w kartonach i tragicznej walki Ryśka z Klanu w szpitalu mamy teraz sekwencję o Tomku, miłosnym intrygancie.

Bezdomni są super. Fajni, śmieszni, z dystansem. Jakby wyjęci z innego filmu. Takiego fajnego, śmiesznego, z dystansem. Szkoda, że przez cały film nie komentują niekonsekwencji i absurdów fabuły. To by było super, jakby oni leżeli w różnych miejscach i zawsze mieli jakąś mądrość życiową do powiedzenia: pod biurkiem u szefowej stacji, pod barem w klubie, pod pianinem w sali gimnastycznej.

Tomek daje kasetę z nieudanej akcji szefowej stacji, która decyduje się wszystko zmanipulować i wyemitować. Zupełnie mnie to nie dziwi, ponieważ w tym filmie może wydarzyć się wszystko. Nie ma żadnych reguł, poważna dyrektorka stacji nie przejmuje się obowiązującym prawem, wykorzystuje wizerunek trzech osób, pokazuje ich w negatywnym świetle i pozbawia ich prywatności. Robi to wszystko w imię niczego, bo nikt nie zna tej Ani, nikt nigdy nie widział jej w telewizji, dla widzów to będzie trójka anonimowych osób goniących się po scenie.

Antoni, prawdziwa miłość Ani, postanawia zakończy ich związek, bo musi „zamknąć to, co minęło”. O co mu chodzi? Czy mu ten program Tomka uświadomił, że ma coś niezamkniętego? Czy po powrocie do domu miał poważną rozmowę z siostrą? A może z siostrą i jej prawdziwym mężem? Czy Antoni ma jakieś pretensje do Tomka i stacji, za to że go nagrali? Nie rozumiem, dlaczego ta miłość nie może się rozwijać. Ta decyzja jest niezbudowana, chyba Antoni mówi tak, bo mu autorzy przystawili kamerę do głowy i kazali zakończyć ten związek. Szkoda, że prawdziwa miłość, o którą od początku walczyła Ania, upada i już się nie podnosi. Smutne zakończenie.

Ania kłóci się z matką, wypomina jej, że chodzi dla niej do sklepu. Co za rozpuszczone dziecko. Matce, która ją urodziła i wychowała odmawia robienia zakupów. To jest taki wielki problem dla niej? Co za wyrodna córka.

Po co ta matka w ogóle jest w tej opowieści? Jak wpływa na Anię, do czego ją motywuje, co jej utrudnia? Co w końcu odmienia matkę, dlaczego ona decyduje się wyjść z domu na koncert? W jaki sposób Ania ją leczy?

Tomek siedzi smutny w barze. Poznaje tam pijaka, o którym opowiadał z Anią w programie. Ale jak to możliwe, że go poznaje, skoro nigdy wcześniej go nie widział? I dlaczego pijak nie jest pijany? Czy już stracił swoją wadę?

Kulminacja sezonu w programie Tomka. Ale co to właściwie znaczy kulminacja sezonu? Czy to było jakoś super promowane i są wielkie oczekiwania? Czy od tego zależy dalszy program stacji? Jaka jest stawka tego, czy Tomek dobrze poprowadzi ten odcinek?

Tomek z kolegą Marcelem robią wielką akcję sabotażu. Jest to akcja na poziomie „Ojca Mateusza”, czyli Marcel mówi do realizatora: „Szefowa cię prosi”, Realizator: „Ale ja tu realizuję”, Marcel: „Zastąpię cię” , Realizator: „Dobra, to idę”, potem u szefowej Realizator mówi „Szukała mnie pani”, Szefowa: „Nie”, realizator rozumie, co się stało i biegnie do realizatorki, ale nie ma klucza do drzwi i nikt go nie ma, więc sukces Marcela. Szczęśliwie telewizja wciąż używa kaset i szczęśliwie odtwarzacz jest w tym samym pokoju. - To jest kpina ze mnie, jako widza.

Film, który emituje Tomek z Marcelem, w pierwszej sekundzie wydaje się super pomysłem. Ale w drugiej sekundzie pojawia się wiele pytań, które ukazują brak logiki. Kiedy oni zrobili ten film? W jaki sposób sami ich znaleźli? Jak to możliwe, że wszyscy ci ludzie są zakochani? Co wspólnego ma ich zakochanie z Anią? Czy to dzięki randce z nią znaleźli prawdziwą miłość?

Co z filmem zmanipulowanym przez złą dyrektorkę telewizji? Czy zniszczyli jedyną kopię i nigdzie już nie poleci? Przecież to był dla nich problem, dyrektorka była podekscytowana, dziwne że tego nie sprzedała do jakiegoś portalu plotkarskiego, albo nie puściła tego w innym swoim programie. Dlaczego temat tych materiałów znika?

Dlaczego koncert Ani i oczyszczenie się Tomka w telewizji nie są w tym samym czasie? To jest kulminacja dla obojga, powinny być w tym samym momencie. Dlaczego Tomek podarował pianino, a nie czai się ukryty za kotarą i nie obserwuje ogromnego szczęścia Ania?

Może powinno być tak: Tomek ma zakończenie sezonu, wszyscy się spinają, że najważniejszy odcinek. Dyrektorka stacji podbija stawkę, że od tego zależy dalszy kontrakt i istnienie programu, że ona sama będzie na widowni z właścicielem. A w tym czasie Ania gra koncert dla dzieci. Tomek staje na scenie, tak jak to robi, mówi swój monolog, tak jak to robi, kończy po kilku minutach i wychodzi, tak jak to robi. Dodaje, że zrozumiał, że jego miejsce jest gdzieś indziej, żegna się z widzami, poleca miłość, bo to super sprawa i biegnie! Spieszy się korytarzami, taksówkami, ulicami, biegnie by zdążyć na występ ukochanej. Na tym koncercie, który byłby kulminacją dla obojga, powinien się zaprezentować ze swoją mocą i marzeniem, tak jak robi to Ania. Powinien mieć pacynkę i zrobić super skecz o frajerstwie pana z telewizji i miłości, która go odmieniła. Wszyscy powinni się śmiać, a Ania powinna płakać ze wzruszenia, bo by zrozumiała, że to dla niej wyznanie miłości. Tomek mógłby mówić, że nie jest rycerzem, tylko zwykłym gościem z lalką na ręku, który popełnia błędy, ale wie na pewno, że nie ma nic ważniejszego, niż ta dziewczyna.

Zamiast tego Ania, po obejrzeniu Tomka w telewizji, wspomina wspólne chwili z nim. Ponieważ wcześniej w ogóle nie było sugestii, że ona może go pokochać, to twórcy postanowili dać retrospekcję na zasadzie: „Patrzy widzu, zobacz jeszcze raz, przecież było im miło, ona ma za czym tęsknić, może się jednak pokochają. No zobacz, uwierz w to, prosimy”.

Nie udało się Ani z Antmanem, ale wciąż ktoś się nią interesuje. Umawiają się na spotkanie i przychodzi rycerz. Spodziewam się, że to fajny pan od WF, bo był spoko gościem i będzie morał, że prawdziwa miłość na wyciągnięcie ręki, że nie potrzeba internetu, wystarczy się rozejrzeć. Ale jednak okazuje się, że to nie jest pan od WF. Dziwnym zbiegiem okoliczności on właśnie tego dnia, właśnie w tym miejscu, jest na randce z jakąś inną dziewczyną. Spodziewam się, że tworzenie tej sceny wyglądało tak: „Kręcimy dziś ostatnią scenę filmu. Tylko co z tym wątkiem z wuefistą? Trzeba to jakoś domknąć. Dawaj, dzwoń do niego, niech on tu przyjeżdża, to go nagramy, że niby tu siedzi. Nieważne, że bez sensu, cały film jest bez sensu, nikt się nie pokapuje. Damy go, że niby ma tu randkę. Nieważne z kim, dawaj jakąś epizodystkę, kogokolwiek. Jak nie to niech siądzie z z dziewczyną z produkcji, ona nawet nie musi nic grać, wystarczy że oboje będą patrzeć na Anię. No, to jest super, robimy to!”

Do Ani przychodzi rycerz, ale gdy okazuje się, że to Tomek, Ania wściekła odchodzi. Nienawidzi go, zupełnie nie bierze pod uwagę, że mogłaby być z takim facetem. Słusznie, widzowie też nie biorą tego pod uwagę, bo wcale nie było to budowane. Ale gdy Tomek wypowiada magiczne słowa „kocham cię”, to lód jej serca topi się w ciągu sekundy, ona przewartościowuje całkowicie jego osobę i stwierdza, że to jest świetny materiał na partnera, kochanka i ojca. Jego „kocham cię” jest magicznym zaklęciem, któremu ona się poddaje, a jej nienawiść zmienia się w miłość. W ciągu kilku sekund. Więc po co cały ten film, skoro nic między nimi się nie zbudowało i wystarczy jego deklaracja, która tak ją odmienia? To jest niesamowite, walentynkowy film o miłości, w którym zabrakło procesu zakochiwania się.

Na tle bezsensu relacji Tomka i Ani bardzo dobrze wypada wątek Bogdana i Oli. Jest ciekawą intrygą w trójkącie, każdy ma swoje racje, każdy aktywnie do czegoś dąży starając się przechytrzyć drugą stronę. Mimo że przerysowany, dosłowny, z absurdalną kłótnią w kulminacji, to i tak wolałbym, gdyby on był głównym wątkiem filmu. Problem tej pary polega na nieumiejętności rozmowy. Dwoje dorosłych ludzi oddaliło się od siebie tak bardzo, że dopiero stojąc na krawędzi odkrywają, ile dla siebie znaczą. To jest fajne.

Jednak przebieg wątku Bogdana i Oli w żaden sposób nie wpływa na wątek Ani i Tomka. Ania nie zmienia się patrząc na problemy przyjaciółki, nie tworzą się konflikty między wątkami. Nawet jak Ola mieszka u Ani, to Ania niczego się nie uczy, nie musi niczego wybierać. Gdyby wyciąć przygody Oli i Bogdana, to przygody Ani wyglądały by tak samo. Więc najciekawszy wątek filmu jest zupełnie niepotrzebny. Jest miłym dodatkiem, który nie wpływa na nic. Ładnym brudem scenariuszowym.

Podsmowując: na poziomie konstruowania scen, wydarzeń rozwijających intrygę, sposobu komunikacji między bohaterami, to cały sposób opowiadania oceniam jako nieprawdziwy. Nie wierzę w nic, co widzę na ekranie. Ci ludzie, ich decyzje i ich reakcje, to wytwór autorów, którzy używają postaci jako figur, by rozwijać intrygę nie zważając na logikę opowiadania. To jest scenariuszowy populizm.


Jeśli ta analiza czegoś Cię nauczyła, rozważ wsparcie 5 zł:

Wspieraj Autora na Patronite
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Zapraszam też do przeczytania innych analiz:


#WSZYSTKOGRA

W tym filmie nie dzieje się nic, to jest pusta opowieść pozbawiona zdarzeń i konsekwencji w prowadzeniu wątków. Po jego obejrzeniu czuję złość. Nie zarzucam twórcom złych intencji, ale zarzucam im ignorancję.

PITBULL. NOWE PORZĄDKI

Ten film jest dla kina gangsterskiego tym, czym „Córki dancingu” dla kina o czasach PRL - super stylizacją, zachwycającym portretem nieistniejącego świata. Bajką o gangusach.

POWRÓT DO LISTY ANALIZ



OBSERWUJ
InstagramFacebook

O MNIE


Artur Wyrzykowski - analityk opowieści. Prowadzę prace scenariuszowe filmów i seriali: od streszczenia ustawiającego konstrukcję opowieści do tekstu gotowego do produkcji. Analizuję scenariusze, gdy producenci nie wiedzą, co dalej, albo gdy trzeba skrócić scenariusz i dopasować go do budżetu. Konsultuję wersje montażowe.

Wkrótce będę robić debiut "To się nie dzieje", który piszę, reżyseruję i produkuję. Ale zdjęcia za troszkę, więc mam jeszcze czas na analizy. Zapraszam: artur@nieskonczone.pl

Na tym poczytnym blogu analizuję polskie filmy i staram się udowodnić, że ich scenariusze są nieskończone. Jeśli moje analizy są dla Ciebie wartościowe, zachęcam do wsparcia:

Postaw mi kawę na buycoffee.to



DOUCZKI














MOJE FILMY